1 kwi 2012

Day two in Baguio.

Drugiego dnia miałam ruszyć na północ wyspy około południa, ale dzień wcześniej nie dogadałyśmy się porządnie z Couchsurferką i skończyłam w hotelu zamiast na jej kanapie. Umówiłyśmy się za to na wspólne śniadanie. Heidi podrzuciła mi pomysł podróży nocnym autobusem, żeby nie marnować całego dnia w drodze. Zamiast tego, spędziłam dodatkowy dzień w Baguio w towarzystwie Heidi, która przekazała mi dużo ciekawostek na temat filipińskiej kultury i pokazała kawałek swojego miasta, które pomimo tego, że nie należy do najciekawszych zakątków Filipin, wzbudziło we mnie sympatię.


Na śniadanie zamówiłyśmy kilka różnych słodkich wypieków, żebym mogła jak najwięcej spróbować. Na zdjęciu flan cake, bułka kokosowa, banany w cieście z karmelem (przepyszne!).
Heidi jest w moim wieku, studiowała marketing, a teraz jest nauczycielem. Dopiero kilka tygodni temu dołączyła do Couchsurfingu i ja byłam pierwszą osobą z którą się spotkała.
Do picia Heidi zamówiła dla nas lubiany cytrynowy napój na ciepło, wspominając, że jest dobry na przeziębienia, czyli taka cytrynka na ciepło, jaką pije się też u nas.
Później przeszłyśmy kawałek miasta i wsiadłyśmy do jeepneya.
W okolicy, w której się wylądowałyśmy, co krok znajdował się zakład stolarski.

Galeria BenCab należy do filipińskiego artysty, który od lat gromadzi dzieła sztuki. Na zdjęciu stare rzeźby wykonane przez lokalną ludność z Ifugao, północy Luzonu.

Na środku takiej ławy siadał kiedyś ojciec, jako najważniejsza osoba w rodzinie.

Dom właściciela znajduje się przy muzeum, z zewnątrz wygląda raczej słabo...

Widok z tarasu.
Obraz wykonany w gumie.
Ogród galerii.
Później musiałyśmy złapać jeepney z powrotem do miasta, przy drodze zuważyłam kury na sprzedaż.

Heidi zabrała mnie na lunch do restauracji, którą sama odwiedza często ze znajomymi. Powiedziałam, żeby wybrała coś dla nas z menu. Ja zjadłam w wieprzowinę w sosie przypominający słodko-kwaśny.

Kiełbaski wyglądające na hot dogi smakowały lepiej niż zwykłe parówki, a jajko było solonym kaczym jajem, które widzieliście w poprzednim poście w czerwonej skorupce (zazwyczaj jadane jest z pomidorami). Oba dania były smaczne, ale nie zachwycające.
Popołudniu pojechałyśmy do jedynej na Filipinach akademii wojskowej, która jest bardzo ceniona, a na zakończenie roku przyjeżdża tu zawsze sam prezydent.
Mały spacer po terenie akademii, zajrzałyśmy do muzeum, a później wróciłyśmy do centrum.
I to był chyba najlepszy posiłek dnia, halo-halo czyli bardzo popularny filipiński deser. Można go przyrządzić na wiele sposobów, ale zazwyczaj składa się z shaved ice (kruszonego lodu, na którego chyba nie ma polskiego określenia) i dodatków w postaci różnych galaretek, owoców, tapioki, słodkiej fasoli i wielu innych, niepopularnych u nas dodatków. Przed spróbowaniem należy rozkruszyć lód i wymieszać wszystko.

26 komentarzy:

  1. Ula! Następnym razem jadę z Tobą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to samo zdanie nasuwało mi się podczas czytania tego posta :D

      Usuń
  2. deser na koncu sprawil ze musze isc po kolejny kawalek szarlotki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Chciałabym odwiedzieć to miejsce, wygląda absolutnie magicznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
    chce tam!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. krajobraz w tle wygląda pięknie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Deser halo-halo wygląda smakowicie :D
    Bardzo podobają mi się lokalne rzeźby i te kolorowe krzesełka (w galerii/kawiarni?) :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdjęcia są genialne! Jedzenie wygląda bardzo apetycznie ;>

    OdpowiedzUsuń
  8. Smakowite śniadanie, ciepły klimat i zapewne niezapomniana przygoda - czego chcieć więcej? :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ula, Twojego bloga śledzę już od ponad roku, ale dopiero teraz postanowiłam się odezwać.. dwukrotnie przeczytałam bloga od deski do deski łącznie z komentarzami i mogę śmiało stwierdzić, że jesteś moją fascynacją!:) Podziwiam Cię za odwagę i ciekawość świata i gdyby ludzie mieli jej trochę więcej w sobie, to świat byłby cudowny:D Między innymi dzięki Tobie postanowiłam zostać au pair w Stanach, a póki co będę au pair w Cardiff;)


    powodzenia w dalszych podróżach
    Angela ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. jeśli zazdrość ma swoje granice, to właśnie je przekroczyłam.
    aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa

    OdpowiedzUsuń
  11. 4 zdjęcie wygląda jak kadr z jakiegoś filmu o mafii :) A jacy są Filipińczycy tak ogólnie, bo couchsurferka wygląda na sympatyczną?
    Pozdrawiam i czekam na więcej ( zwłaszcza o jedzeniu ;)
    ann

    OdpowiedzUsuń
  12. halo-halo wygląda pysznie, a podróż jak spełnienie marzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ostatnio przejrzałam Twojego bloga ale nie czytałam komentarzy i nie wiem czy już się ktoś o to pytał. Czy wyjeżdżając do Stanów nie było Ci źle zostawić chłopaka? Czy nie sądziłaś że szansa takiej miłości może się już nie przytrafić. ? Nie jest Ci źle samej?

    Nowa czytelniczka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie stawiałam nigdy miłości na pierwszym miejscu, więc było mi smutno, ale nie na tyle, żebym brała pod uwagę rezygnację z wyjazdu. Nie przyjmuję się tematem miłości, po prostu o tym nie myślę. Ciągle poznaję fajnych ludzi, więc prędzej czy później kogoś znajdę, a nawet myśl o zostaniu "starą panną" mnie nie przeraża;). Jak się ma 20pare lat, to według mnie bycie singlem jest fajniejsze od bycia w związku.

      Usuń
  14. Droga Ulo ;o) co wybrać? Canona 550D czy 600D (różnica w cenie niewielka)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak niewielka różnica i nie widzisz problemu w cenie, to 600d, bo to nowszy model;).

      Usuń
  15. Filipiny taka wyprawa w nieznane. Co Polacy (w tym i ja wiemy o tym miejscu?) i oprócz poznanego jednego w życiu filipińczyka w dodatku o niejasnych intencjach trudno mi cokolwiek o tym miejscu powiedzieć prócz, że daleko dziko i obco. Dlatego bardzo cieszy mnie że piszesz o tej swojej wyprawie bo to tak jakbyśmy my wszystkie siedziały tam z Tobą! Zdjęcia są śliczne, ale wciąż mi mało informacji... Jak pachnie takie miasto, jak smakuje, czy jest głośne, czy jest ciepło? Czy można się tam porozumieć po angielsku? I więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz racje, wciąż nie przedstawiłam Filipin od tej strony, od której powinnam. To chyba przez to, ze relacje pisze w trakcie podróży i cieżko jest poświęcić na posta naprawde dużo czasu. Planowalam napisać znacznie wiecej pod koniec relacji, ale postaram sie to jakoś wymieszać w resztę.

      Usuń
  16. Tak z ciekawości.. ile kosztuje Cię ten wyjazd,albo ten do Japonii na który jedziesz w sierpniu ? Sama chciałabym tak podróżować, ale ceny wydają się bardzo duże..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jeszcze, okaże się po powrocie. Bilety na wszystkie loty z/do Europy i wewnątrz Azji to będzie ok 2,5tys + to, co tutaj wydam. Bilet do Tokio kosztował tylko 1000zł, ale za to Japonia jest bardzo droga, więc zobaczymy.

      Usuń
  17. A gdybyś wcześniej wiedziała że to mięso jest z psa, zjadłabyś?
    Normalnie mam łzy w oczach po tym jak to przeczytałam i nie rozumiem jak człowiek myślący i wrażliwy może robić coś takiego!! NIE!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie rozumiem o co chodzi w tym komentarzu? :-P
      Jakie mieso z psa?

      Ula, piekne zdjecia i mam nadzieje, ze bawisz sie dobrze!

      Pozdrowienia,

      Buka

      Usuń
    2. Buka-> Chodzi o wpis na FB, dlatego Anonimka powinna odpowiedzieć tam, a nie tutaj.

      Anonimowy-> Nie zjadłabym, ale pamiętaj, że krowa czy świnia to też zwierzę. Pies to co prawda zwierzę domowę, ale konie też hoduje się zarówno dla przyjemności jak i mięsa. Miej też na uwagę inną kulturę i obyczaje, człowiek myślący i wrażliwy tak robi.

      Usuń
  18. to mówisz, ze serniki, drożdżówki i dewolaje też tam mają :P
    zajebiste miejsce i super foty
    pozdro

    OdpowiedzUsuń