18 kwi 2012

Surfbreak Cafe.

Od tego miejsca zaczęła się moja przygoda z San Juan. Trafiłam tu kilka minut po tym, jak wysiadłam z autobusu, szukając wejścia do hotelu, w którym miałam się zatrzymać. Od razu mi się spodobało i wiem, że nie raz będę powracać myślami do Surfbreak Cafe. Nieważne czy był środek tygodnia, niedziela, poranek czy wieczór, zawsze panowała tu leniwa atmosfera i trwały wakacje, o czym zresztą przypominała pogoda.
Surfbreak spełniało funkcję baru, wypożyczalni sprzętu do surfingu, sklepu surferskiego i mieszkania Mike'a i Lemona. W dzień niewiele osób tam zaglądało, ale wieczorami często wpadali znajomi, a imprezy trwały czasem do rana. Można powiedzieć, że była to też baza lokalnych surferów, którzy wiele lat temu zawiązali paczkę, nierozerwalną aż do dziś. Zaczęło się od kilku osób, a teraz jest ich prawie 20, w tym dwie kobiety. Od czasu do czasu dołącza ktoś nowy, ale zanim zostanie zaakceptowany, musi przejśc okres próbny i zdobyć poparcie większości. Cała idea opiera się oczywiście o surferski styl życia, ale wewnątrz paczki panują określone zasady, za których złamanie można wylecieć z zespołu. Przyjaźnią się, pomagają sobie nawzajem i robią różne zwariowane rzeczy jak surfowanie nago z dala od brzegu przy pełni księżyca;). Obserwując ich codzienne życie wydaje się, jakby całymi dniami nic nie robili, a jednak każdy z nich ma jakieś zajęcie, które przynosi zyski. Nieduże, ale gdyby pieniądze były dla nich priorytetem, to japonki i szorty zamieniliby na garnitury, a powiew znad oceanu na klimatyzowane budynki Manili.
Mike pokazał mi raz na plaży "domek", który składał się z kilku kijków i dachu krytego strzechą, nie było tam żadnych ścian. Nie chciało mi się wierzyć, kiedy powiedział, że przez pół roku mieszkał tam z kilkoma kolegami. Noce są ciepłe, deszcz nie padał im na głowę i tylko na czas tajfunów przenosili się gdzie indziej.
Dobrze, że niktórym tak niewiele potrzeba do szczęścia...


Drzwiami głównymi było kilka pędów bambusowych i spuszczana na noc mata.
W telewizorze najczęściej leciały kreskówki, których Mike był fanem. Od czasu do czasu zajmował się grafiką komputerową, miał nawet okazję pracować dla Pixar przy "Gdzie jest Nemo?". Razem z 20 innymi osobami pracował nad ruchami płetwy jednej z filmowych rybek;).

Jedna ściana pokryta była zdjęciami najbliższych lokalnych przyjaciół i kilku osób z Europy, które tak polubiły to miejsce, że teraz regularnie powracają do San Juan na wakacje.
Śliczny kwiecisty vintage longboard;).

Figurkę z prawej wyrzeźbił Mike.


22 komentarze:

  1. Twoje posty nastrajają bardzo pozytywnie, dzięki, że przynajmniej tu 'czuć' słońce! Mega pozytyw :)
    Ada

    OdpowiedzUsuń
  2. Ula, jak zwykle piekne zdjecia i swietny post! Twoja historia o chatce na plazy przypomniala mi moja wycieczke na Samoa, gdzie mieszkalismy w chatce na palach (dach z lisci, drzwi i sciany = rolety uplecione z lisci palmy), w srodku zarowka i materac. Wtedy zdalam sobie sprawe z tego jak niewiele mi potrzeba zeby czuc sie szczesliwa.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samoa...w takim miejscu to nawet dachu nad głową nie potrzeba!:)

      Usuń
  3. A mogłabyś zdradzić czym na przykład zawodowo zajmują się ludzie z tej paczki? :)

    Abstrahując. Widziałaś film My Name is Khan? Jeśli nie, polecam! Między innymi dlatego, że pokazane jest w nim przepiękne San Francisco! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Np. owienie ryb, bycie instruktorem surfingu, prowadzenie sklepu/wypożyczalni ;)
      Nie widziałam filmu, ale dzięki za polecenie!

      Usuń
  4. nie surfuję,boję się otwartej wody i nie czuję surferskiego klimatu.
    Ale po przeczytaniu tego posta aż chce się tam być i ten klimat poczuć. Ty pokazujesz nam tu ciągle,że chcieć to móc. Jakbym się tam kiedyś znalazła,to z pewnością pomyślę o Tobie :)

    Marta

    OdpowiedzUsuń
  5. nie mogłam się doczekać posta, ale świetny i oczywiście zdjęcia;]

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się, że wyprawa się udała:) moi rodzice już mają Cie dosyć, bo cały czas im mówię 'ta dziewczyna spakowała plecak i poleciała sama do Azji' itd. itd. :D ale podziwiają oczywiście za odwagę:) a.. widziałam na facebooku, że Japonia jest zaplanowana na sierpień, napiszesz o tym niedługo trochę więcej? :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha dzięki, ale takich ludzi jest dużo, nie jestem jedyna, więc naprawdę nie czuję, żeby było co podziwiać;)). A co do Japonii, to wylatujemy 15 sierpnia i na razie nie mam co pisać, bo jest dużo czasu i nie planuję jeszczę szczegółów podróży;).

      Usuń
  7. Śliczne miejsce... czytam i czytam, patrze na tych ludzi i marzę o tym, że kiedyś mnie zawieje w takie miejsce!

    OdpowiedzUsuń
  8. Brak slow:)

    super, ze pozdrozujesz Ula:)

    Jola

    OdpowiedzUsuń
  9. to się nazywa szczęśliwe życie, piękne to wszystko i skłania do przemyśleń trochę nad tym czym właściwie jest szczęście... swoje szczęście...

    OdpowiedzUsuń
  10. ah powiało ciepłym powietrzem :)
    jesteś szcześciarą, że miałaś okazję zobaczyć ich życie od środka :) i że w ogóle trafiłaś na takich cudownych ludzi. ile czasu spędziłaś na Filipinach?

    OdpowiedzUsuń
  11. "Dobrze, że niktórym tak niewiele potrzeba do szczęścia..."
    Wiesz, mają do tego niezłe warunki pogodowe ;) U nas pogoń za $ jest wymuszona również tym, że trzeba gdzieś mieszkać, posiłku nie da się gdziekolwiek złowić/zerwać z drzewa, trzeba ogrzewać swoje 4 ściany, nie zarabiasz odpowiednio dużo = lądujesz na ulicy marznąc i moknąc przez większość roku...

    Słońce też robi swoje, ja ostatnio zażyłam wystarczającą dawkę we wrześniu i zaraz oszaleję bo wiosna coś się ociąga ;) Jak to śpiewa Kazik:
    Polacy są tak agresywni, a to dlatego, że nie ma słońca
    nieomal przez siedem miesięcy w roku, a lato nie jest gorące
    tylko zimno i pada zimno i pada na to miejsce w środku Europy

    Pozdrawiam mimo wszystko gorąco, Natalia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe dobry ten tekst Kazika;).
      Trochę tak jest, ale z drugiej strony nie można utożsamiać pogoni za pieniądzem z pogodą, bo przecież na Islandii też są na pewno ludzie, którzy mają gdzieś karierę i zbijanie fortuny i żyją skromnie ciesząc się drobnymi rzeczami;).

      Usuń
    2. Napisałam że również tym, ale oczywiście nie tylko ;)
      Dobre spostrzeżenie z Islandią, na pewno są tam ludzie hodujący owce, mieszkający na jednym z wieeelu islandzkich 'in the middle of nowhere' i bardzo z tego wszystkiego zadowoleni (co z resztą na pewno kiedyś sprawdzisz), ja jednak byłabym szczęśliwsza pod palmą ;D

      Usuń
  12. zazdroszcze ludziom którym tak niewiele potrzeba do szczęścia :) jak piszesz o Mike odrazu można wyczuć,że to fajny człowiek :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Wow, to brzmi jak z filmu ;). Niesamowite, jak niewiele tym ludziom potrzeba by szczęśliwie żyć. Ale coś w tym jest, pogoda z pewnością ma na to ogromny wpływ.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ile posiłków jadasz dziennie? 5? Bo w sumie tak kochasz jedzenie ale ciała nie masz za dużo (całe szczęście oczywiście). Czym może odmawiasz sobie niektórych rzeczy np słodyczy?

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie mam zasady, której się trzymam jeśli chodzi o posiłki, ale zazwyczaj jem dwa duże plus jakieś małe przekąski. Z jednej strony mam wrażenie, że odmawiam sobie wszystkiego non stop, bo mogłabym jeść nieprzerwanie, ale tu głównie chodzi o ilość. Słodycze jem akurat często, ale nie lubię niezdrowego żarcia, więc go unikam. A pozatym waga ciągle mi się waha i często się ważę, bo muszę mieć wszystko pod kontrolą;).

    OdpowiedzUsuń
  16. jestem ciekawa... przywozisz sobie jakieś pamiątki z miejsc które odwiedzasz? jeśli tak, to co?

    OdpowiedzUsuń